środa, 13 czerwca 2007, 14:00 czasu naszego, godzina mniej w Londynie
Nie opłacało się spać, bo po 5 wyjeżdżałam na lotnisko. Jest teraz taki przepis, że jak się chce wnieść jakiś płyn na pokład, to trzeba go wcześniej zgłosić (do 100 ml) albo kupić na lotnisku i w sklepie pakują go w specjalnie zgrzewaną torbę. Zaopatrzyłam się więc w wodę mineralną i kupiłam Żywca dla AJaya, bo o taki prezent z Polski prosił.
Lot do Londynu był przyjemny. Nawet udało mi się uchwycić moment wlotu na teren Wielkiej Brytanii (godzina 9:50 czasu naszego). Przy wysiadaniu z samolotu spotkałam Olę F. z naszej uczelni i potem wspólnie czekałyśmy na nasze loty.
W Londynie na lotnisku pytam sympatycznego Murzyna przy bramce, czy muszę pokazywać, że mam wodę mineralną zapakowaną na lotnisku i odruchowo wyciągam worek, który złapałam. On na to uśmiecha się i mówi: „Baby, this is not mineral water. This is lager!”. Ja się zaczynam śmiać i mówię, że to dla kumpla i pokazuję już właściwy worek ;]
Z rozmyślania wybudza mnie głos pani z British Airways, która prosi o podejście do bramki osoby z małymi dziećmi. Nie ma pospiechu, jak normalnie w takiej kolejce ustawia się kilka kobiet, czasem mężczyzn, z dziećmi, to tu 70% czekających to rodziny z niemowlętami lub kilkuletnimi dzieciakami.
Czas się zbierać, na razie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz